niedziela, 5 stycznia 2014

RPG - PAPIEROWE RPG - GRY FABULARNE - Publicystyka RPG - "Styl zjada formę" - Autor: Arkadiusz RYGIEL

Zjedzone zęby
Witam wszystkich w nowym roku! Wpis będzie specyficzny, a jak coś jest specyficzne to wiadomo, iż z tym czymś jest coś nie tak. W tym przypadku jest to kilka złotych myśli, z którymi spóźniłem się na kończącą miniony rok edycję Karnawału Blogowego RPG.

Byłoby to moje pierwsze spotkanie z Karnawałem – rzecz jasna jeśli idzie o pisanie, bo samą inicjatywę bacznie obserwuję od samego początku. Myślę, że siła całej akcji drzemie w tym, iż nie jest nazbyt ustrukturalizowana – brak "kierowniczych głów", luźne podejście w pisaniu na zadane tematy i swojska atmosfera to czynniki, które w dość dobry sposób opisują w moim mniemaniu istotę rzeczonej "zabawy".

Temat 50 edycji prowadzonej przez Adriana "Borejkę" Kuca rzucał na ring sprawę "publicystyki okołoerpegowej". Obszar tematyczny jest szeroki i właściwie nie do objęcia w ramach jednego wpisu – z drugiej jednak strony, dzięki takiemu ujęciu sprawy, po zakończeniu aktualnej edycji będzie można poczytać, jak blogerzy poradzili sobie z zadaniem i czy odrobili lekcje.

Sama "publicystyka" związana z erpegową działką to kawał lektury – scenariusze, raporty z sesji, recenzje gier i dodatków, relacje z konwentów, artykuły problemowe, ciekawostki i newsy. W tym miejscu moglibyśmy nałożyć jeszcze filtr kryteriów, co do mediów, którymi wspomniane informacje do nas płyną, wyróżniając: blogi, portale i fora.

Można zapytać jak to teraz ugryźć? Najlepiej zębami, jednak nie tymi, które szybko psują się od przedobrzenia z czekoladą, a raczej takimi, które umożliwiają rozgryzienie danego problemu w ujęciu bardziej metaforycznym.

Awantura na kablach
Pierwszą rzeczą, jaką podamy na talerzu niech będzie kwestia tego, że na naszym poletku treści nie brakuje – przynajmniej dla tych, którzy chcą i potrafią szukać. Internet aż pęka w szwach od informacji. Prawdziwym problemem jest wiedza, jak znaleźć to, co akurat nas interesuje. Znany kapitan z Sieci, któremu rodzice dali na chrzcie imię Obvious, odpowiedziałby zapewne, że wystarczy zapytać – i tak w istocie jest.

Jeżeli trafiamy na bloga, forum, portal i "wystrzelimy" z jakimś pytaniem, odnoszącym się do poszukiwań tudzież nurtujących nas spraw, prawie z pewnością otrzymamy odpowiedź. Problem polega na na tym, w jaki sposób zostanie ona podana i czy ewentualna "dyskusja", która może się zrodzić, przez styl artykułowania argumentów, nie sprawi, że będziemy chcieli szybko włożyć głowę do lodówki, aby nie wybuchła z powodu serwowanych steków bzdur, osobistych wojenek prowadzonych przez internetowych nemezis i innych ludzi śpiących z komputerem, żeby naprawiać już nie tylko świat, ale i "Internet".

Z obserwacji można wywnioskować, że często komentarze i uwagi, jakie pojawiają się pod konkretnym typem treści, napisane w sposób przyjęty za kulturalnie właściwy, w dobrym stylu uzupełniają i rozwijają pierwotne teksty. Jak mawia powiedzenie "co dwie głowy to nie jedna", dlatego Sieć jako narzędzie komunikacyjne, w umiejętnych rękach jest dobrym miejscem do zdobywania wiedzy i wymiany poglądów. Pod artykułami w papierowych pismach nie mieliśmy możliwości prowadzenia polemiki.

Marka i markowanie
Przejdźmy do drugiego dania jakim będą treści. Nie bez kozery pisałem na początku o polskim środowisku. Gdy czuje się, że w danym momencie jest posucha na własnej ziemi, można się wyprawić za granicę, rzecz jasna, jeśli ma się język za przewodnika – w innym wypadku pozostają jeszcze tłumaczenia robione przez zapaleńców.

To co może natomiast często wprowadzać w zamyślenie to ślepa wiara w nieomylność zagranicznych "autorytetów" i obcojęzycznych źródeł w ogóle. W tej kwestii czasami erpegowi aktywiści wydają się być niezbyt daleko w tyle za pozostałymi dziedzinami "polskiego życia", które w kosmopolitycznym szale starają się bezkrytycznie ścigać trendy wykute w innych krajach. Tak jakby samo pochodzenie autorów nobilitowało. Oczywiście, nie neguję tutaj dobrych pomysłów, rodzących się myśli, mnogości materiałów, rozwiązań i innowacji, które można poznać dzięki zagranicznym wydawnictwom, a zjawisko bezkrytycznego zachwycania się nimi tylko ze względu na sam "rodowód". W przypadku jakości treści polscy twórcy nie odstają od autorów z innych krajów – różnica jest już zauważalna w kwestii liczby wydawanych podręczników do gier i wielkości rynku w ogóle – rozbieżność jest w tym przypadku sprawą czysto strukturalną i tak pozostanie jeszcze przez długi czas.

Czytając, czy to luźne notki, czy też artykuły i scenariusze mamy bezsprzecznie możliwość zapoznawać się nie tylko z samą treścią, ale po części i z charakterem piszącej osoby oraz ze "stylem gry", który jest jej najbardziej bliski. W takiej sytuacji samo obcowanie z tekstem jest wartością samą w sobie. Żeby mieć co czytać muszą być ludzie, którzy będą pisać. Te podwaliny zasadzają się na chęciach i motywacji do dzielenia się przemyśleniami na szerszym forum. W znacznej mierze będzie tu szło o motywację wewnętrzną – prezentowanie własnych pomysłów, dążenie do samorozwoju. Na naszym podwórku z pisania o erpegach nie da się utrzymać – pozostaje więc chęć do propagowania hobby i dzielenia się owocami pracy z poczucia misji.

Wyobraźmy sobie, że w jednej chwili znikają wszystkie blogi, portale i serwisy związane z szeroko pojętym RPG. Osobiście w tej sytuacji zyskałbym kilkadziesiąt minut w dniu do zagospodarowania na tak zwane "inne sprawy". Zapewne spora część ludzi związanych z tematem miałaby podobnie.

...imię jego Mojszym a klawiatura szła za nim
Nie będziemy rozważać czy scenariusze są bardziej istotne od almanachów lub notki od artykułów, siląc się na zbudowanie obiektywnej piramidy wartości, która tak naprawdę nie istnieje. Z każdego rodzaju materiałów można uczyć się, jak grać inaczej.

Jak w każdej sferze życia i na tym polu zdarzają się słabości. Pierwsi obrażają się na drugich, że nie będą już pisać, drudzy na pierwszych, iż nie mają zamiaru czytać. Mimo tego parafrazując niezbyt ładne powiedzenie "karawana jedzie dalej". I chyba o to właściwie chodzi, aby na wszystko spoglądać z odpowiednim dystansem i robić po prostu swoje.

Nawet jeśli "publicystyka okołoerpegowa" nie mieści się stricte w czysto słownikowej definicji. Co znowu w dużej mierze wynika ze specyficznego charakteru RPG w ogóle – powstają "nowe formy" lub teksty hybrydowe traktujące o hobby, jakkolwiek by ich nie nazywać [dodatkowo trzeba by zdefiniować, czym są tematy ważkie i kształtujące opinie w środowisku, w którym nie wartościując z jednej strony ludzie potrafią emocjonować się sprawami związanymi z systemem, który został wydany ponad dwie dekady temu, z drugiej przechodzą obojętnie wobec nowinek wywracających sposoby grania "do góry nogami" – ubieranie tego w sztywne, podręcznikowe definicje wydaje się być stąpaniem po grząskim gruncie – zresztą, jak każda próba naginania rzeczywistości do stawianej tezy.

Każdy "ciekawy wpis" czy dyskusja, z którą możemy się zapoznać lub w której mamy możliwość partycypować stanowią wartość dodaną. W mojej opinii "zapomnienie tekstów" jest mitycznym frazesem, obalanym za każdym razem, gdy ktoś korzystający z "google-fu" odnajduje interesującą go treść.

Autorzy materiałów, uczestnicy dyskusji i wreszcie czytelnicy, którzy następnie sami występują w roli twórców i komentatorów, sprawiają, iż ta dziedzina nadal "żyje" i ma się całkiem nieźle – nawet jeżeli na tę chwilę dzieje się to tylko w Internecie, bez udziału papierowego medium, które nie jest już tak nobilitujące, jak miało to miejsce kiedyś.

Nowe blogi powstają, stare upadają. Serwisy mają własne problemy, co do koncepcji, jak mają sprawnie funkcjonować. Baza wiedzy i opinii jednak stale się poszerza i jest większa niż kilka lat temu.

Stąd też warto pisać o grach fabularnych. Nawet jeśli dana osoba nie przeczyta tekstu w czasie, gdy ten się ukazał, zawsze może do niego wrócić później. Obecnie można zauważyć jak ludzie wchodzący w środowisko, zapoznają się z zawartością pism papierowych wydawanych w latach 90, przeszukują tematy na forach bądź archiwa na blogach w poszukiwaniu informacji. Słowo zapisane zawsze może zostać odnalezione. Choćby dlatego warto poświęcać swój czas dla podobnych sobie pasjonatów. 

Jeśli o mnie idzie staram się czytać wszystko – porady, scenariusze, raporty, ciekawostki, recenzje, omówienia, relacje – byle napisane w sposób ciekawy. W zasadzie z każdego tekstu da się wyciągnąć coś, co w przyszłości będziemy mogli wykorzystać na sesji. I tego póki co się trzymajmy – znaczy się "publicystyki" rzecz jasna.

Arkadiusz RYGIEL - blog autorski

Arkadiusz RYGIEL - blog autorski
https://arkadiusz-rygiel.blogspot.com

Wideo RPG - Materiały na mechanikę do grania filmowych sesji, jednostrzałów i sesji konwentowych

Nałęczokon - nKon - Kameralna inicjatywa konwentowa grupy przyjaciół - Warszawa

Konwent - Zamczysko 2010 - Czersk

Narracje - bohaterowie