Zdjęcia: Arkadiusz RYGIEL
Na wstępie muszę zaznaczyć, że zawiodę tych, którzy liczyli na hejt :-D Byłem tylko w sobotę, gdy wszystko już „działało”, więc nawet nie mogę solidaryzować się z tymi, którzy zostali przywitani niesławną kolejką [swoją drogą najbardziej znany punkt programu – bo obowiązkowy :-D], chociaż nie ukrywam, że jeśli znalazłbym się na ich miejscu, zawód byłby odpowiednim określeniem stanu ducha. Stąd wcale się nie zdziwię, że mój punkt widzenia może być lekko wyobcowany :-D
Zaczniemy od frazesu, że w znacznej mierze odbiór konwentu zależy od tego jak się na nim bawiliśmy [który raz to już piszę? :-D] – to z kolei wynika z towarzystwa i spraw organizacyjnych. Jeżeli ludzi mamy już skrzykniętych, pozostaje nam oddać swój los w ręce orgów i gżdaczy.
Gdy natomiast pojawiają się wpadki i niedociągnięcia organizacyjne zawsze można je olać i konwentować w stylu „trololo” – i tak było w naszym przypadku, w zasadzie to robimy tak prawie zawsze – ale umówmy się – nie o to w istocie chodzi i nie jest to sytuacja zdrowa.
Jeśli o mnie idzie na miejsce konwentu dotarłem przed 9.00. Poczekałem z pozostałymi ludźmi kilkanaście minut aż zostanie otwarta akredytacja – na tym etapie trzeba przywołać motyw krzyczącej dziewczyny, która „zarządzała zgromadzonymi” – nie wszystkim mogło się to podobać – ale z drugiej strony nie można było odmówić jej skuteczności – również najprawdopodobniej trzeba działanie to wytłumaczyć czwartkowymi wydarzeniami i względami organizacyjnymi, bo z krótkiej obserwacji, takie kierowanie wydawało się w pewnym stopniu zabiegiem koniecznym.
Kilkanaście minut później byłem już formalnie wesołym uczestnikiem „iwentu”. Po wejściu na teren imprezy spotkałem Fileta, z którym uciąłem krótką pogawędkę „o tym, co do tej pory ciekawego się wydarzyło – w końcu była już sobota”. Następnie snułem się gdzieś tak do południa po obiektach konwentowych.
W międzyczasie spotkałem Oliwię, Łosia, Bodzia i Vinka, z którymi pokręciliśmy się po stoiskach wystawców. Przy okazji wymieniliśmy trochę spostrzeżeń na temat ogranych planszówek. Udało mi się zamienić także kilka słów z Rafałem i Kubą.
Chwilę po południu do głównego budynku dotarł Dave, KFC i Maciek. Z pół godziny pogadaliśmy o erpegach i rzeczach wszelakich. W tym miejscu wielkie dzięki dla Konrada za przywieziony podręcznik do tremulusa. Potem odwiedziliśmy prelekcję o Dzikich Polach i końcówkę prezentacji Apocalypse World.
Smoczart i Draka podczas swojego punktu programu wdzięcznie zatytułowanego „Dzikie Pola nie umarły – nadal żyją” opowiedzieli nieco o historii systemu wspominając o czasach, w których ten miał jeszcze nosić nazwę „Pan Zagłoba”. Ponadto można było usłyszeć nieco o twórczym wykorzystaniu źródeł historycznych na sesjach, nie obyło się także bez anegdot. Tomek przedstawił trzy koncepcje tworzenia scenariuszy do gry, dzieląc je na: liniowe, alternatywne i gotyckie; przy okazji poświęcając kilka słów crossoverom. W trakcie spotkanie przewinęły się tematy filmów, wypożyczanych do nich eksponatów muzealnych oraz rekonstrukcji historycznej.
W tym samym gronie udało nam się zagrać na Wideo RPG spaghetti western „Ci, którzy płacą ołowiem”. Bohaterami sesji byli Texas Ranger Thomas Barbera i dwóch rewolwerowców szalony Darryl Still i chciwy Jake White trafiający do przygranicznego miasteczka Sunnyhill, które stało się areną zmagań pomiędzy upartym farmerem Rayem Collinsem a okrutnym właścicielem ziemskim Gregorym Walcottem. Konflikt pomiędzy ojcem i synem o kobietę, morderstwo, odkryte złoto i powracające demony przeszłości – to wszystko zakończone pojedynkiem dwóch na jednego między protagonistami, do którego doszło na zniszczonym ranczo. Z całego „konu” najbardziej jestem zadowolony właśnie z sesji – bo ekipa, której prowadziłem była naprawdę konkret.
Dzień przypieczętowaliśmy „chińczykiem”, piwem i planszówką – w tę ostatnią już nie zagrałem, strzeliliśmy fotkę, przybiliśmy piątkę i ledwo co, ale jednak, zdążyłem na autobus.
W krótkim rozrachunku ten jeden dzień imprezy pozostaje mi uczciwie zaliczyć na wielki plus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz