Zdjęcia: Arkadiusz RYGIEL
Wraz z drugim dniem marca rozpoczął się trzeci rok dla Nałęczokonu (Ci, którym wyszedł test spostrzegawczości, widzą już, że poślizg z notką jest iście zombiaczy). Pozostaje mieć nadzieję, że sparafrazowane powiedzenie „do trzech lat sztuka” ominie tę inicjatywę szerokim łukiem. Liczba osób pojawiających się na poszczególnych „edycjach” była skokowa, ale zawartość „miąższu” pozostawała niezmienna. W tej odsłonie wystąpiło 16 graczy, granica jednej z poprzednich edycji nie pękła, ale została lekko rozciągnięta.
Przed dotarciem (emocjonalnym) na imprezę tego dnia zdążyliśmy jeszcze na końcówkę meczu koszykówki. Nasi wygrali. Spotkałem kilka osób, których dawno nie widziałem. Dojechaliśmy prawie na czas. Czego chcieć więcej od prologu. Czas pokazał, że później było już tylko lepiej.
Tradycja Rozmów Polaków została podtrzymana. Słowny miszmasz na tematy różne. Przy okazji przejrzałem sobie wreszcie Armie Apokalipsy, które miał przy sobie Kuba. Kilka słów o projektach wszelakich, a także o tym co w fundomach, następnie płynne (i nie mowa tu o alkoholu) przejście do gier.
Kiedy przyszedł czas na krótkie ustalenia, „Tabela z Arymatei” wyjaśniła część wątpliwości, pozostałe rozjaśniły kości rzucone, nie połamane. Tym razem miałem przyjemność zagrać w „Porę deszczu” prowadzoną przez Szampierza. Grali także Agnieszka, Vinek i Szpotek. Krwawa opowieść o samurajach z handlem opium w tle. Świat odwróconych wartości odziany w szatę obyczaju, czyli mówiąc w skrócie i nieskrycie, to co lubię. Na koniec historii w wyniku nieudanej zasadzki, pan Soku Shichiniro zostaje ugotowany w gorącym oleju wraz ze swoim psem. Kiedy szogun pyta „…ale dlaczego z psem?...”, dowódca straży odpowiada bez chwili zastoju „dla przykładu, panie”. Ponadto Kuba prowadził Dziedzictwo Imperium, a Rafał Wampira: Maskaradę. Na sesji z bladymi też nie zabrakło dobrych akcji. Z relacji, postać Czarnego zginęła, ponieważ założyła na strzelaninę pantofle, w trakcie której się na czymś poślizgnęła (własnych flakach?). Aż chce się powiedzieć, że to kolejny bohater, którego w prostej linii zabiła „elegancja”. Miała być jeszcze druga tura sesji, w której mógłbym poprowadzić „Palącą zapłatę”, czyli opowieść o damach i rycerzach na Wideo RPG, ale ostatecznie zabrakło na nią czasu. Cała sprawa zapewne zostanie odroczona do następnego nKonu.
Nałęczokon został uwieńczony Paranoją by Szampierz. W drugim skrócie mogę napisać, że nie miałem siły się już śmiać, będąc przy tym naszprycowanym żelkami, które stanowiły element gry, w podobnym stopniu, co niektóre postacie naszpikowane zostały „świniogenem” w warstwie fabularnej. Nie wspominając, że limit prowadzonych klonów wykorzystałem, gdzieś w połowie rozgrywki.
Przy okazji Vinek ze Szpotkiem opuszczając imprezę, stworzyli nowy sposób wyjścia, pokonując instant killem te w angielskim stylu. Po prostu krzyknęli „nara” i wybiegli z domu. Widzieć twarze wszystkich w reakcji – bezcenne. W ten sposób zerwali z tradycją długiego wychodzenia. Chyba trzeba będzie to nazwać „wyjściem z Góry”, bo „kalwaryjskie wyjście” brzmi średnio, a do smoka im trochę zabrakło, zresztą, to było wejście.
I nam udało się opuścić „dom gry” Reni i Marcina wyjątkowo szybko i sprawnie. Jak się później okazało, zostało to przypłacone zostawionym plecakiem przez Czarnego.
Bez wdawania się w dalsze niuanse, pozdrowsy oraz podziękowania za całokształt dla (tutaj niespodzianek i zdziwienia nie będzie): Reni, Marcina, Gnieszki, Szampierza, Wen, Agnieszki, Dave’a, Kuby, Rafała, Vinka, Szpotka, Czarnego, Hódego, Whitlowa, Cezara, i do zobaczenia w niedalekiej jednak niesprecyzowanej jeszcze przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz